Metody, techniki, materiały dydaktyczne - jak uczyć przedszkolaki języka angielskiego

Projekt: Metody, techniki, materiały dydaktyczne - jak uczyć przedszkolaki języka angielskiego (Kamerun)

piątek, 29 października 2010

Wakacje;-)

Nareszcie nadszedł czas na wymarzone wakacje. Przed wyjazdem postanowiłam się zbadać, powód był prosty, w ostatnich dniach moje stopy zostały niemal zjedzone przez komary. Tak więc poszłam do naszego dypanseru i poprosiłam o test na malarie i inne choroby. Po czym wróciłam do zajęć w przedszkolu. Właśnie uczyłam nauczycielki laminować, kiedy przyszedł do przedszkola kucharz pokazując (to nasza metoda komunikacji), że koniecznie muszę opuścić zajęcia. Odpowiedziałam, że to nie czas na przyjazd mojego motorku, no ale skoro mnie nie zrozumiał to musiałam sama pójść i uświadomić kierowcę, że ma przyjechać po mnie dopiero za godzinę. Po drodze okazało się, że język ciała nie zawsze się sprawdza i że to nie motorek, a siostry mnie zawołały. Z uśmiechem oznajmiły, że mają dla mnie wiadomość- malaria. No cóż, przestraszyłam się i to całkiem poważnie, bo wakacje miałam rozpocząć już za dwa dni. Zastanawiałam się tylko jakie mam symptomy tej malarii- nie wymiotuję, nie gorączkuję, nie czuję się przeziębiona- no dobra ostatnio byłam trochę osłabiona. Tak więc po konsultacji z siostra Klarą opuściłam szpital uzbrojona w zapas leków i wiele rad. Wiem, że muszę dużo pić, jeść dużo cukrów i wypoczywać, nie pić alkoholu (przypominam, że jadę na wakacje;-) i brać regularnie leki. Tak więc Mamo, Tato nie bójcie się dbam o siebie, tak mam malarię, ale dbam o siebie i już w sumie prawie jej nie mam. I tak naprawdę nie wiem nawet czym się malaria objawia. Przeżyłam, prawie się już jej pozbyłam.
No i wracając do wakacji to właśnie siedzę sobie w stolicy, powinien siedzieć tu ze mną tajemniczy Włoch, ale on postanowił, że poczeka na mnie w Kribi. Tak więc jutro jadę nad ocean, będę się kąpać i opalać. Od środy będę w Parku Narodowym Campo i naprawdę się cieszę, że malaria okazało się taka łaskawa dla mnie.
Tak więc zgodnie z zapowiedzią jest listopad jest malaria, ale Agnieszka czuje się dobrze i dba o siebie, więc się nie bójcie.

poniedziałek, 25 października 2010

Jak powstała kobieta?- znalezione podaczas weekendowego odpoczynku

Stworzenie kobiety
Początkowo na ziemi mieszkali tylko mężczyźni. Żyli oni szczęśliwie bez problemów. Chodzili a polowania, łowili ryby, a wieczory spędzali przy palmowym winie. Pewnego jednak dnia, nagle ogarnęło ich tak wielkie znudzenie, że od tego momentu nie mogli znaleźć najmniejszego nawet upodobania w zajęciach, które dotychczas wykonywali. Aby się wyleczyć z owej choroby, stosowali najróżniejsze lekarstwa, ale wszystko na nic, bez żadnego skutku... Zebrała się grupa mędrców, i po naradzie postanowili uda się do czarownika, pośrednika między bogami i ludźmi. Po zapoznaniu się z ową dziwną chorobą, również i on rozłożył ręce nie mogąc nic poradzić, ale zaproponował, że zaprowadzi mędrców do samego boga. I tak też się stało: ruszyli w drogę do boga. Bóg przemówił do nich „Zgromadźcie na placu wszystkie zwierzęta, po jednym, z każdego rodzaju, a gdy wszystko będzie gotowe, uderzcie w tamtamy, wówczas ja osobiście przygotuję wam lekarstwo, które was uleczy”. Co za ulga! „To przecież żadna trudność”, rzekli mędrcy „jesteśmy przecież łowcami zwierząt”. I rzucili się wszyscy na połów zwierząt. Bardzo szybko zgromadzili na placu dużo zwierząt: słonie, gazele, ślimaki, żaby, po jednym z każdego rodzaju. W samo południe po niebie przeleciał piorun: nadszedł bóg. Wziął wykrzywiony grzbiet bawołu, wydłużoną rękę małpy, błyszczące oczy czarnej pantery, pamięć wiewiórki, język papugi i elastyczną skórę pytona. Co bóg z tym wszystkim zrobił tego naprawdę nikt nie wie, dlatego że robił wszystko sam, nie prosząc nikogo o pomoc. Ugniatał każdą z tych rzeczy w wielkim moździerzu i palił ognisko pod kociołkiem. Następnie wezwał mężczyzn i rzekł „Oto jest lekarstwo, nazywa się ono kobietą”. Mężczyźni byli urzeczeni: nikt się nie spodziewał czegoś tak bardzo pięknego. „Chcę się rozchorować, daj mi tego lekarstwa” wykrzyknął jeden z nich. „Lepiej rozchorować się, niż być zdrowym jak przedtem!”, orzekł najstarszy. Po chwili bóg, podpierając swoją głowę, rzekł „Zapomnieliście o pająku! On jest najmądrzejszym ze wszystkich zwierząt... Chciałem wziąć jego głowę dla kobiety, ale ponieważ go nie było dałem jej głowę motyla...”Ale bóg, cierpliwości, poczekajcie, ja tymczasem przerobię jej głowę. Dajcie mi tylko na to trochę czasu..”, „Nie dziękujemy! Twoje dzieło jest doskonałe! Byłeś dla nas bardzo dobry i wyzdrowieliśmy!”, odpowiedzieli mężczyźni i udali się w powrotną drogę na ziemie z kobietą mającą głowę motyla. Gdy po ich powrocie, młodzi dopytywali się: „Jaki był bóg, który przyszedł wam z pomocą?”, zmieszani mędrcy spoglądali na siebie. Kiedy stali prze bogiem, ich oczy wpatrzone były tylko lekarstwo, zapomnieli spojrzeć na uzdrowiciela!
ps. przekład trochę religijnym językiem pisany, no ale w końcu został znaleziony na parafii w Belabo, mnie jednak zainteresował. Czy myślicie, że lepiej byłoby nam z głową pająka? ja chyba wolę motyla, jest na pewno bardziej wolny...

wtorek, 19 października 2010

Opowiedz mi o śniegu

Dziś w przedszkolu dużo się działo, bo po weekendowym odpoczynku, wydłużonym do poniedziałku z powodu deszczu dzieci nie przyszły do przedszkola, chciałam się jakoś zrehabilitować. Tak więc w przedszkolu odbyły się zajęcia o Kaszubach- dzieciaki wysłuchały kaszubskich pieśni, o dziwo dzieci zaczęły klaskach przy muzyce diabelskich skrzypiec, bawiliśmy się chustą Klanzy, oczywiście był angielski i ciąg dalszy kaszubskiej sesji zdjęciowej, no i to jeszcze nie wszystko, bo na deser było kino. Tak więc działo się. Chyba powinnam zacząć od tego, że dziś po raz pierwszy dzieci mnie słuchały, same z siebie i naprawdę udało mi się samej przeprowadzić dobre zajęcia, w grupie średniej, którą wcześniej nazwałam grupą diabełków;-) Po ingliszu przyszedł czas na sesję. Dzisiejsza była bardzo udana, nie tylko z powodu uroczych modeli, pozostałe przedszkolaki też się super bawiły. Kolejną atrakcją były zajęcia o Kaszubach, no i film. Zdjęcia kuligu i padającego śniegu wywołały wiele wątpliwości wśród moich podopiecznych. Zaczęły się pytania i pokątne plotki, co to jest to padające białe. Żeby było ciekawiej bajka opowiadała o bałwanie i jego przygodach. Dzieci dość szybko poradziły sobie z niewiadomą i pewnie każde z nich stworzyło sobie inne definicję śniegu. A ja usiadłam w koncie i zastanawiałam się jak im to najlepiej zobrazować. Jak opowiedzieć dzieciom o zimnie, które praktycznie nie znają zimna. Wymyśliłam to takie lody, tylko że białe i mniejsze porcje spadające z nieba. Źle- większość z dzieci nie jadło lodów. Inaczej, czasami w lodówce robi się taki biały nalot, to jest właśnie śnieg i spada z nieba, jest wtedy bardzo zimno, bo aby powstał lód temperatura musi być bardzo niska- źle dzieci nie mają lodówek, no i nie wiedzą co to znaczy, że jest bardzo zimno. Siedziałam w skupieniu wymyślając nowsze sposoby wytłumaczenia czym jest śnieg. Bajka się skończyła, a ja wciąż nie wiem jak opowiedzieć o śniegu. Ale to chyba nic dziwnego, bo jak wyobrazisz sobie dźwięk lasu deszczowego, kiedy nigdy w nim nie byłeś, no i nie słyszałeś nagranych dźwięków. Pewnych rzeczy nie da się opowiedzieć, pewne sprawy tłumaczymy sobie na swój własny sposób, inny ale na pewno bardziej swój. Szkoda tylko, że nie potrafię odczytać wyobrażeń moich maluchów na temat śniegu.

sobota, 16 października 2010

Plac Zabaw na Mokolo 4

Drodzy Czytacze mojego bloga,
podglądając dzieciaki podczas przerw na Mokolo zauważyłam, że ich plac zabaw nie wystarcza dla wszystkich dzieci. Wynikają z tego częste bójki i kłótnie, a przecież tak niewiele trzeba, aby plac odrobinę rozbudować. Dlatego też wspólnie z moją organizacją wysyłającą, czyli Fundacją "Kultury Świata" stworzyliśmy taki oto projekt. Jeśli możecie nam w jakiś sposób pomoc będę bardzo wdzięczna. Liczy się każda złotówka, naprawdę. Chciałabym zacząć budowę jak najszybciej, tak żeby na święta dzieci dostały od nas super prezent.
Oto list do Was:
Szanowni Państwo!
Fundacja „Kultury Świata” od lipca do grudnia 2010 roku realizuje projekt: „Metody, techniki, materiały dydaktyczne – jak uczyć przedszkolaki języka angielskiego (Kamerun)”. Polega on na wsparciu nauczycielek przedszkola w Bertoua we wschodniej Prowincji Kamerunu poprzez podniesienie ich kompetencji językowych oraz wsparcia metodyki nauczania języka angielskiego. Projekt jest współfinansowany z programu pomocy zagranicznej Ministerstwa Spraw Zagranicznych w 2010 roku. Zachęcamy do zapoznania się z założeniami opisanymi w Szczegółowym Opisie Projektu.
Założenia programu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w ramach którego nasz projekt otrzymał finansowanie, nie pozwoliły nam odpowiedzieć na wszystkie potrzeby przedszkola w Bertoua. Do tych najbardziej naglących należy brak sprzętu biurowego (komputer, drukarka, kserokopiarka itp.), a także fakt iż przestrzeń dookoła budynków jest niezaaranżowana na potrzeby wychowanków przedszkola.
Wychodząc naprzeciw potrzebom naszych podopiecznych, chcielibyśmy poprosić Państwa o wsparcie. Jak można pomóc ?
Wszelkie pytania proszę kierować do zespołu projektu:
Koordynatorka Projektu: Aleksandra Gutowska, mail: aleksandra.gutowska@kulturyswiata.org
Wolontariuszka w Kamerunie: Agnieszka Podzielińska, mail: agnieszka.podzielinska@kulturyswiata.org
ps. mam nadzieję, że zdjęcie dzieciaków w kaszubskich strojach sprawi, że moi Kaszubi nam pomogą;-)

piątek, 15 października 2010

Raj w Djouth

Do Djouth wpraszałam się już od dłuższego czasu. W końcu nadszedł czas upragnionej wizyty w wiosce położonej w sercu lasu równikowego. Z niecierpliwością czekałam na spotkanie z Pigmejami Baja. Miałam nadzieję, że uda mi się odwiedzić jedną z pigmejskich wiosek, niestety ze względu na wcześniej zaplanowane spotkanie z rodzicami, mój pobyt w Djouth musiałam ograniczyć do jednej nocy, tym samym nie udało mi się pojechać do wioski. Zobaczyłam jednak miejsce, które wywarło na mnie ogromne wrażenie. Siostry prowadzące misję stały się dla mnie wzorem- to prawdziwe mistrzynie pedagogiki. Jedna z Sióstr prowadzi ochronkę, jedyne miejsce gdzie rodzice mogą zostawić swoje dzieci, kiedy udają się do pracy w polu. W placówce uczy się dzieci metodą ORA. Djouth jest centrum nauczania tą metodą. Polega ona w wielkim skrócie na nauczaniu opartym na doświadczeniu. Czyli Dewey w afrykańskiej wersji. Dzieci przez pierwszy rok uczą się w sowich lokalnych językach i powoli poznają język francuski (każdego dnia uczą się 10 słówek oraz 4 zdań po francusku). Nauczyciel musi posługiwać się językiem lokalnym. Nauka liczenia oraz pisania uwzględnia przedmioty, rośliny i zwierzęta, z którymi dzieci mają kontakt na co dzień. Nauka podzielona jest na 5 dni- od poniedziałku do piątku. I tak pierwszego dnia dzieci odkrywają literę lub cyfrę, drugiego dnia szukają literę w swoim języku, trzeciego w języku francuskim, czwartego łączą ją w sylabę i wyraz, a w piątek powtarzają całotygodniowy materiał. Z cyframi jest podobnie, po poniedziałkowym odkryciu cyfry, we wtorek dzieci uczą się ją dodawać, w środę odejmować, w czwartek rozwiązują zadania- zbiory itp, a w piątek powtarzają materiał. Dziś miałam okazję przyjrzeć się porannym zajęciom w ochronce. Już o godzinie 7 dzieci zbierają się pod misyjnym domem. Siostra sprawdza, czy każde z dzieci przyszło czyste, czy mundurki są wyprane, czy rodzice zadbali o posiłek na obiad- dzieci codziennie w małych garnuszkach przynoszą domowe przysmaki. Następnie dzieciaki przechodzą do przedszkola, gdzie zaczynają dzień od mojego wymarzonego szczotkowania. Każde dziecko ma woreczek z numerkiem, w którym znajduje się szczoteczka, pasta oraz kubeczek. Po szczotkowaniu maluchy uczą się siedząc w kółeczku, oczywiście w języku lokalnym. Po nauce, najczęściej prowadzonej w formie pogadanki, jest czas zabawy dowolnej. Pomimo ograniczonych środków dzieci mają do dyspozycji rowerek, lalki, wózek, skromny plac zabaw. Dzięki temu uczą się opieki nad dziećmi, jazdy na rowerze itp. O godzinie 10 dzieci myją ręce, a wyznaczony dyżurny nakrywa do stołu. Rozpoczyna się ulubiony posiłek- ryż w słodkim mleku. Każdy je samodzielnie. Po jedzeniu dzieci ponownie się bawią, później znowu jedzą, tym razem jedzenie przyniesione z domu. Od pierwszej do drugiej odpoczywają na matach. Tak bardzo zachwyciłam się życiem w Djouth, że ciężko było mi się pożegnać i wrócić na spotkanie z rodzicami na Moklo. Oprócz ochronki siostry prowadzą również centrum nauki szycia dla starszych dziewcząt, którym nie udało się skończyć szkoły lub po prostu coś w życiu nie wyszło. Djouth miejsce nadziei na lepsze jutro, położne w jednym z najbardziej zielonych miejsc na świecie. Pomimo braku wody, prądu, zasięgu i wszystkiego co związane z cywilizacją, Siostry stworzyły coś pięknego. Na koniec spytałam tylko, czy mogę przyjechać ponownie, na dłużej, czy mogę wrócić i uczyć się od Sióstr. Wracam z workiem soli, kartonem mydła, papierosami, zorganizujemy święto wśród Pigmejów, a ja będę obserwować i się uczyć.

czwartek, 14 października 2010

Jak uczyć angielskiego w kameruńskim przedszkolu?

Program nauczania języka angielskiego w przedszkolu z reguły oparty jest na kilku grupach tematycznych, do których dobrane są odpowiednie piosenki, wierszyki i gry. Konieczność nauczania języka angielskiego w kraju dwujęzycznym, jakim jest Kamerun nie ulega wątpliwości. Przed przyjazdem do Kamerunu zastanawiałam się, czy aby na pewno świetny program wykorzystujący postać Myszki Miki sprawdzi się na czarnym lądzie? Postanowiłam zaryzykować, w końcu dzieci wszędzie są takie same. Tak więc każdą lekcję zaczynamy od przywitania z maskotką Miki. Nie myliłam się twierdząc, że przedszkolaki na całym świecie są do siebie podobne. Warszawskie dzieciaki nazywały mnie ciocia od Mikiego, kameruńskie na mój widok krzyczą, Hello Biała, Hello Miki;-) Postać z Disneyowskich kreskówek była dzieciom w Kamerunie dobrze znana, jednak nie z telewizji. Mikiego znajduję tu z reguły na zeszytach, ubrankach dzieci, tornistrach szkolnych, no i na ścianach przedszkolnych klas. W Warszawie dzieci należały do klubów Myszki Miki, a ich rodzice co miesiąc opłacali składki za członkostwo, w zamian dzieci co miesiąc dostawały mały prezencik od Mikiego. Tak więc postać stworzona przez pana Disneya, zaprojektowana zgodnie z gustem dzieci, podbiła serca Bertouańskich i Warszawskich przedszkolaków. Jednak nie wszystkie pomoce, które przywiozłam ze sobą okazały się przydatne. Np nagrania odgłosów zwierząt hodowlanych, dzieci nie potrafią ich rozpoznać, podobnie jak nasze dzieciaki miały kłopoty z rozpoznaniem odgłosów dzikich zwierząt. Ostatnio przy okazji tworzenia kart ekspozycyjnych dla dzieci napotkałam problem w postaci braku ilustracji manioku lub innych afrykańskich przysmaków w internecie. Zastanawiałam się również w jaki sposób mówić o pomieszczeniach w domu, skoro moje dzieciaki mają zazwyczaj jeden pokój. Póki co uczymy się mebli, no i czynności jakie można wykonywać w pokoju gościnnym. Ciekawą obserwacją ostatnich dni w przedszkolu były upodobania piosenek. W Polsce dzieci bardzo lubią piosenki śpiewane przez ich rówieśników, najlepiej chóralnie, tu również ten rodzaj piosenek bardzo dzieciom przypadł do gustu. Największą jednak dotychczas zauważoną przeze mnie różnicą jest sposób poruszania się kameruńskich dzieciaków przy dźwiękach jakiejkolwiek muzyki- rączki moich podopiecznych same klaszczą, a bioderka poruszają się. Każdego dnia dzieci śmieją się ze mnie kiedy próbuję tańczyć tak jak one, a ja śmieję się z nich kiedy z uporem wstawiają francuskie „r” gdzie tylko mogą.

wtorek, 12 października 2010

Tyle pytań?

To już prawie połowa mojego projektu, bo w grudniu już słabo z zajęciami, no i jeszcze dochodzą różne święta po drodze. Dama już wraca z podróży, a zaczęłam się zastanawiać nad efektywnością mojego projektu. Dziś miałam spotkanie z siostrą Dyrektor przedszkola i wciąż nie wiem co się stanie po moim wyjeździe. Póki co ja się zmieniam. Moje uczennice zrobiły mi warkoczyki i uczę się strasznie dużo każdego dnia. Powoli myślę również o domu, ale nie w sensie powrotu, raczej tęsknoty moich rodziców za mną. Każdego dnia podziwiam coraz bardziej osoby, z którymi na co dzień pracuję, mają tyle energii, pomysłów i siły do działania. W czasie wolnych odwiedzam inne przedszkola i bardzo żałuję, że tak wiele spraw w moim przedszkolu pozostanie nierozwiązanych. Nie bardzo wierz, że kiedykolwiek będziemy mieć wodę i prąd w przedszkolu. Czy książki i magnetofon kiedykolwiek będą używane. Ja się na pewno zmieniłam. Uczę się lepiej organizować moją pracę. Dzieci poznały już Polskę, Kaszuby, znają kilka piosenek po angielsku, a najstarsza grupa zna już co najmniej 50 słów. Ale czy to coś zmieni? A jeśli będziemy mieli wodę w toalecie i prąd to czy nauczyciele będą sprzątać regularnie i używać magnetofon? Jedno wiem na pewno, od jutra usuwamy kije ze szkoły. Po dzisiejszej rozmowie postanowiliśmy, że od jutra dyscyplinę w przedszkolu będziemy egzekwować w inny sposób. No i zaczynamy kaszubskie przebieranki. Kilka zdjęć z dzisiejszej sesji- zdjęcia wykonane prze Marię;-) Czyli jednak są jakieś efekty mojej pracy, no i dlaczego ja wciąż chcę więcej i bardziej efektywnie. Ja chyba jestem zbyt europejska na afrykę, ale powoli się zmieniam, mam nadzieję, że moi współpracownicy również. A no i zapomniałam, dziś w szkole zrobiłam zajęcia o marzeniach. Dzieci miały zobrazować swoje marzenia. Ja chyba narysowałabym moje kameruńskie nauczycielki uczące angielskiego w 2020, dzieciaki rysowały dom, telewizor, samochód, rower i ubrania. Każdy ma swoje Kili, do mojego jeszcze długa droga, szkoda, że tak często się zatrzymuje i zastanawiam, czy warto iść. Pewnie jutro będzie lepiej... .

czwartek, 7 października 2010

Dzień Nauczyciela- bon fete la metres

Dzień Nauczyciela w Kamerunie zdecydowanie różni się od polskiej wersji tego święta. Po pierwsze, jak zapewne wnikliwie czytacze mojego bloga dostrzegli, przygotowania do tego dnia zaczynają się przede wszystkim od wizyty u krawca oraz w sklepie z materiałami. Wielcy projektanci w kraju tworzą wzór materiału na tą okazję. Ważne jest aby odzwierciedlała ona najważniejsze cele edukacji. Tak więc w tym roku, podobnie jak w poprzednim, na materiale przedstawiony był nauczyciele oraz tablica, która jest najważniejszą i często jedyną pomocą dydaktyczną w kameruńskiej szkole, a na tablicy wielki słowa o wielkich problemach, niestety bez pomysłów na wielkie rozwiązania. Postać widniejąca na każdej wersji materiału (były dwie- jedna zielona, której stałam się szczęśliwą posiadaczką, oraz pomarańczowa) wskazywała kolejną pomocą, już nie dydaktyczną- wskaźnikiem napis NAUCZYCIEL MÓWI: NIE KORUPCJI, NIE NARKOTYKOM, NIE PALENIU PAPIEROSOM, NIE ALKOHOLIZMOWI I NIE HIV. Kiedy materiał można już kupić w sklepie wszyscy nauczyciele projektują swoje kreacje na ten dzień, a to nie lada wyzwanie, każdy chce się wyróżniać z tłumu, ale jak to zrobić skoro wszystkie kreacje wykonane są z tego samego materiału? Moja sukienka była zdecydowanie najprostsza ze wszystkich. Po drodze na miejsce spotkania mieszkańcy miasta pozdrawiają nauczycieli życząc im udanego świętowania.Gotowi i odświętnie ubrani nauczyciele spotykają się przed budynkiem Ministerstwa Edukacji. Przed nim znajduje się również wiata, pod którą zasiadają ważni ludzie z Bertoua. O godzinie 11.00 przyjechał pan Gubernator i wygłosił swoją świąteczną mowę dla nauczycieli. Po nim jeszcze kilka osób życzyło nam wszystkiego nieskorumpowanego, aż wreszcie nastąpił moment uroczystej defilady. Ustawieni w sześcioosobową kolumną przeszliśmy salutując panu gubernatorowi. Marsz kończy się przy głównym rondzie w mieście. To jednak dopiero początek prawdziwego święta. Nauczyciele rozchodzą się po wszystkich barach i restauracjach w okolicy. Ja zaprosiłam moje koleżanki na pizzę. Jednak jednogłośnie stwierdziły- pizza to danie białych i wcale im nie smakowało;-)